Kolorowe cmentarze, fiesta nad grobami zmarłych, stragany pełne cukrowych czaszek i ulice wypełnione ludźmi.
Tak Meksykanie przeżywają Dzień Zmarłych. Dla Polaków, przyzwyczajonych do zadumy i refleksji podczas Zaduszek, oswajanie śmierci w taki sposób może być szokujące. W krajach Ameryki Łacińskiej Día de los Muertos, czyli Dzień Zmarłych to radosne spotkanie z duszami bliskich, którzy odeszli i właśnie tego dnia przybywają z zaświatów w odwiedziny.
Co wspólnego ma Día de los Muertos z Halloween?
Niewiele. Mimo, że wiele osób upatruje się podobieństw między meksykańskim Día de los Muertos a amerykańskim Halloween, korzenie obu świąt są całkiem inne. W przypadku tego drugiego początków należy upatrywać się w celtyckim święcie Samhain, które liczy około 2000 lat. Jego celem było pożegnanie lata i przywitanie zimy. Wierzono, że zarówno 31 października, jak i 30 kwietnia są dniami, w których zacierają się granice między światem żywych i światem umarłych.
W tradycji Halloween dużą rolę odgrywają też czarownice, które w tym czasie miały przybywać na biesiadę, by wspólnie ucztować wraz z mocami zła. Budziło to spory postrach wśród żyjących, którzy obawiali się, że wiedźmy mogą rzucić na nich zły czar. Nic więc dziwnego, że większość rytuałów, które w tym czasie odprawiano miało na celu zaspokojenie potrzeb duchów, tak by mogły bez problemu odejść do swojego świata.
W przypadku Día de los Muertos mówimy o tradycji, która liczy 3000 lat i sięga epoki prekolumbijskiej. Szczególnie popularna była wśród ludów takich jak: Aztekowie, Nahua, Taraskowie, Majowie i Totonakowie. W pierwotnej wersji Święto Zmarłych obchodzone było w sierpniu i trwało cały miesiąc. Do przesunięcia daty jego obchodzenia oraz skrócenia przyczynili się hiszpańscy konkwistadorzy. Podobnie jak w przypadku wielu innych podbijanych czy kolonizowanych krajów najłatwiejszym sposobem nawrócenia rdzennej ludności na wiarę chrześcijańską było m.in. przesunięcie świąt obchodzonych przez mieszkańców w taki sposób, aby nakładały się one na daty świąt chrześcijańskich.
Czaszki, czaszeczki i Pan de Muerto
W epoce prekolumbijskiej czaszka stanowiła trofeum wojenne wystawiane na pokaz podczas różnych rytuałów i uroczystości. Nie ma w tym więc nic dziwnego, że stała się ona również jednym z kluczowych symboli charakterystycznych nie tylko dla Święta Zmarłych, ale dla całego Meksyku w ogóle. Podczas Día de los Muertos pojawia się ona między innymi na świątecznych straganach i zdobionych grobach, przybierając przeróżną formę.
Dużą popularnością cieszą się też małe, słodkie czaszeczki wykonane z czekolady i cukru. Specjalnie na Dzień Zmarłych piecze się również Pan de Muerto (tłum. Chleb Śmierci) – rodzaj słodkiego wypieku, który w kształcie przypomina chleb, jednak samo pieczywo jest dużo bardziej puszyste.
Oswajanie śmierci
W niektórych rejonach ludzie przebierają się za śmierć, której symbolem jest La Catrina – personifikacja śmierci w formie szkieletu ubranego w elegancką suknię i kapelusz. La Catrina została stworzona przez artystę José Guadalupe Posada na początku XX wieku. Jej przedstawienia nie są straszne, ponieważ Meksykanie wierzą, że śmierć jest nieodłączonym elementem życia. Nikogo więc pewnie nie zdziwi, że szczególnie w okresie Día de los Muertos wszechobecne w kościołach, czy na straganach ilustracje tańczących, pijących i bawiących się szkieletów to w Meksyku norma.
Nastrój Día de los Muertos jest radosny, ponieważ Meksykanie cieszą się z możliwości spotkania z tymi, którzy już odeszli. Wierzy się, że dobre przyjęcie duchów bliskich zapewnienia dobrobyt i ochronę przed nieszczęściami. Na szczególną uwagę zasługuje fakt przygotowywania ołtarzyków ofiarnych w domu. Ozdabia się je kwiatami, umieszcza fotografię zmarłego, jego ulubione przedmioty, jedzenie, napoje a nawet alkohol. W niektórych domach ze świeczek ustawia się drogę do ołtarzu, tak aby duch zmarłego mógł go bez przeszkód odnaleźć.
Meksykańskie cmentarze w okresie Święta Zmarłych pełne są kolorów, kwiatów, świec i kadzideł. Kameralne koncerty orkiestry, śpiew i mówiąc wprost – piknik przy grobach, nie są niczym zaskakującym. Oczywiście można spotkać osoby, które podobnie jak w Polsce – oddają się modlitwie, zadumie i rozmowom z rodziną. Niemniej ogólny wydźwięk tego święta jest bardzo pozytywny i ma niewiele spólnego z nostalgią, dekadencją, czy jesienną melancholią, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Podsumowanie
Jest coś niezwykle magicznego w Día de los Muertos, co sprawia że nawet nie uczestnicząc, a jedynie czytając relacje uczestników lub oglądając zdjęcia, odnosi się wrażenie, że jest to czas autentycznej radości i nieco przekornie: celebrowania życia. Nie bez powodu zresztą meksykańskie Święto Zmarłych w 2008 r. zostało wpisane na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Być może i my powinniśmy brać przykład z Meksykanów i cieszyć się z czasu, który mamy, czerpać z życia jak najwięcej, a śmierć przyjąć jako nieodłączny porządek tego świata? W końcu lekki dystans jeszcze nikomu nie zaszkodził.